Wyszukiwarka




Informujemy, że z przyczyn formalnych w tym roku
NIE MOŻNA przekazać 1% podatku na rzecz BTS REKORD

Strona główna » Wywiady

Straszne bomby!

Rozmowa z Janem Honzą” Janowskim.

– Był Pan po raz pierwszy w tak egzotycznym kraju jak Tajlandia?

– Po raz pierwszy na Dalekim Wschodzie, ale na mistrzostwach świata w egzotycznym kraju już po raz drugi. Byłem bowiem na poprzednich mistrzostwach w Rio de Janeiro. Oba turnieje były zresztą trochę podobne do siebie. Nawet kultura tajska i brazylijska są dla mnie podobne. Zbliżony był także sportowy poziom obu imprez. Na pewno dużo wyższy od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni w Czechach czy w Polsce. Na takiej imprezie jak mistrzostwa świata gra się bowiem szybciej niż w naszej lidze. Na nic nie ma czasu.

– Zauważyłem jednak, że nie wszystkie drużyny stosują pressing na całym boisku, tak jak na mistrzostwach Europy. Czyżby następowały jakieś zmiany w taktyce najlepszych drużyn naszego globu?

– Poziom mistrzostw Starego Kontynentu jest jeszcze wyższy niż mistrzostw świata, gdyż – poza Brazylią – to drużyny europejskie najlepiej grają. Te, które potrafią, najlepsze drużyny na świecie stosują pressing na całym boisku. Argentyna czy Kolumbia grają bardzo dobrze w defensywie i cały czas się bronią, czekając tylko na kontratak.

– Ciężko się grało?

– Występ na mistrzostwach świata to nagroda dla każdego uczestnika. Celem drużyny czeskiej był awans z grupy eliminacyjnej, co się udało. W 1/16 przegraliśmy 0:3 z Rosją, jednym z faworytów turnieju, choć był to nasz najlepszy mecz. W drużynie rosyjskiej gra jednak pięciu Brazylijczyków, w tym znani z parkietu Rekordu Eder Lima i Robinho – gracze Gazprom Jugry Jugorsk (z którą nb. Rekord wygrał w ub. roku na turnieju we Lwowie, i która uczestniczyła w pierwszej edycji turnieju Beskidy Futsal Cup – przyp. red.) W sumie reprezentacja czeska była zadowolona z występu, choć mogliśmy zaprezentować się lepiej.

– Oglądał Pan już filmy z meczów, które rozegrał w ekstraklasie Rekord pod Pańską nieobecność?

– Oczywiście. Niestety zero punktów i musimy walczyć nadal, żeby zmieścić się w czwórce najlepszych drużyn!

– Tchnie Pan nowego ducha w drużynę?

– Wróciłem w czwartek i jestem jeszcze „nieprzytomny”. Różnica czasu jest znaczna. Dlatego nie wiem, jak będzie z tym nowym duchem? Mam nadzieję, że gorzej już być nie może i z Wisłą powalczymy o dobry wynik. W każdym razie jestem optymistą. Gdybym nie był, to by mnie już tu nie było... Musimy powstać z kolan i walczyć dalej. Dwa przegrane mecze jeszcze o niczym nie świadczą. Przed nami wiele punktów do zdobycia!

– Czy jakieś nowinki techniczne lub niuanse taktyczne przywiózł Pan z mistrzostw do Europy?

– Indywidualne tricki techniczne? Zazwyczaj się z tym człowiek rodzi. Szybko nie da się ich wyuczyć i wprowadzić do gry. Najlepsi grają dwa – trzy razy szybciej. Nie ma czasu na myślenie. Największe wrażenie zrobiło na mnie to, że wielu zawodników czołowych drużyn oddaje strzały z niesamowitą siłą, obojętnie – lewą czy prawą nogą! Straszne bomby! To strzały, które mnie się udają raz w roku... Oni już się z takimi predyspozycjami rodzą. Strzelają z każdej pozycji z maksymalną siłą. Brazylijczycy, Hiszpanie, Włosi, brazylijscy Rosjanie na mecz oddają 50-60 strzałów, po których padają piękne gole. Trzeba strzelać z każdej pozycji i trafiać w bramkę.

Rozmawiał: Jan Picheta

fot. Paweł Mruczek

Straszne bomby!

Powiadomienie o plikach cookie.Ta strona korzysta z plików cookie. Pozostając na tej stronie, wyrażasz zgodę na korzystanie z plików cookie Aby dowiedzieć się więcej o ciastkach przejdz na stronę polityka prywatności.

Akceptuję pliki cookies na tej stronie.